Ratusz w Bolesławcu

Ratusz w Bolesławcu by Polek
Ratusz w Bolesławcu, a photo by Polek on Flickr.

Bezpośrednie otoczenie ratusza jest tu najpiękniejsze, z miasteczek Dolnego Śląska, które zwiedzałem. Co ciekawe niemal wszystkie kamienice są odbudowane po wojnie, a większość na nowo odrestaurowana, w ostatnich latach, podobnie jak wielki gmach ratusza. Postanawiam coś zjeść, i szczęśliwie, są tu aż trzy restauracje z ogródkami, konkurencja musi prowadzić do obniżki cen i faktycznie w jednej z nich widzę reklamę zestawu dnia, za 10 zł. Takiej okazji nie mogę przegapić. Rosół, klopsiki, z ziemniakami okazują się całkiem niezłe. Dopijam to piwem i za całość płacę 15,50zł. Są jeszcze miejsca na Ziemi, gdzie można tanio zjeść. Warto ich szukać. Jakoś tak zbliża się 16 i postanawiam tym razem pojechać wcześniejszym autobusem. Ale jeszcze wracam do kościoła i niestety tym razem nie mam powodów do zadowolenia, oba wejścia są zamknięte – ślub był tylko jeden.
Za to dodzwaniam się do Zamku Grodziec i udaje mi się potwierdzić dwa noclegi od niedzieli (w pn deszcz). Ale to oznacza, że będę musiał to wszystko zjeść dziś na kolację i jutro na śniadanie. Pomidory, ogórki, nawet ciężką puszkę z sardynkami w sosie pomidorowym. I siatkę cytryn. No trudno. Kupuję jeszcze chleb, mogę nie mieć w niedzielę okazji. I zbieram się do autobusu zahaczając jeszcze o wieżę po kościele protestanckim. Jest dokładnie taka sama jak w Lwówku, tyle że tutaj powstał jeszcze kościół. Ale nie jest już jakiś zabytkowy. Mimo klapek i braku planu miasta jakoś trafiam z powrotem na dworzec, o czasie. Trafiam na dokładnie tego samego kierowcę, który komentuje: „szybki pan jest”. Kurs do Jeleniej Góry okupują głównie jacyś licealiści jadący na jakiś ślub, czy inną imprezę do kogoś w Lwówku. Wysiadam w Brunowie. W powrotnej drodze do domu zaglądam do drugiej elektrowni wodnej tutaj – ta pracuje i jest bezobsługowa, ale nie ma takiego charakteru jak „moja”, do której też zachodzę by popatrzeć z bliska.

Dodaj komentarz